niedziela, 11 września 2011

Jak Szczęśliwy Książe.



"- Kiedy jeszcze żyłem i miałem ludzkie serce - mówił pomnik - nie wiedziałem, co znaczą łzy, mieszkałem bowiem w pałacu Sans-Souci, do którego troska nie miała przystępu. Dnie spędzałem na zabawach z towarzyszami, a wieczorem prowadziłem tańce w wielkiej sali balowej. Dokoła ogrodu biegł bardzo wysoki mur, ale mnie nigdy nie przyszło na myśl zapytać, co się za nim znajduje, tak mi było dobrze i wesoło. Dworzanie nazywali mnie szczęśliwym księciem, i istotnie byłem szczęśliwy - o ile radość oznacza szczęście. Tak żyłem i tak umarłem. A teraz, kiedy nie żyję, umieszczono mnie na tym cokole, tak wysoko, że mogę widzieć całą rozpacz i nędzę mojego miasta i serce moje, aczkolwiek z ołowiu, bezustannie musi płakać."
Oskar Wilde,"SZCZĘŚLIWY KSIĄŻĘ"

                                                                     Dokładnie tak było i ze mną, ale ja nie musiałem umrzeć, żeby dowiedzieć się całej prawdy o życiu. Przez 20 lat żyłem, jak Szczęśliwy Książę: mieszkałem w wielkim domu (prawie w pałacu) w Tbilisi, razem z Babcią, Ciocią, Rodzicami, siostrą i bratem - otoczony miłością, ciepłem, muzyką, bajkami, książkami, zwierzętami i wielkimi drzewami (na których spędzałem większość czasu)...  spełniały się wszystkie moje kaprysy i marzenia... Przychodzili do nas co wieczór koledzy i przyjaciele naszych Rodziców i Cioci, grali na dwóch fortepianach i na gitarze, śpiewali, tańczyli, opowiadali swoje przygody i historie (to byli sławni i bardzo ciekawi ludzie: ludzie sztuki, naukowcy...) i dość długo byłem pewien, że dorośli nie przeklinają i nie znają brzydkich słów (bo ani razu nie słyszałem z ust dorosłego człowieka brzydkich słów).
Kiedy miałem 11 lat, zmieniliśmy mieszkanie i nasza przeprowadzka była prawdziwym zdarzeniem w mieście: wszyscy przyjaciele i znajomi przyszli nam pomóc i choć jedno z naszych nowych mieszkań było na 11 piętrze, a drugie na 3 piętrze, nie bylo potrzeby wynająć "fachowców" do dźwigania naszych ogromnych starych mebli...
Kiedy miałem 19 lat umarła babcia a za 10 miesięcy ciocia... No i skończyła się moja bajka! Okazało się, że właśnie Babcia i Ciocia tworzyły wokół mnie "wysoki mur", przez który do mnie "troska nie miała przystępu"...
Choć mam już 47 lat, jest mi trudno żyć, bo wierzę w to, w co wtedy wierzyłem i z tego powodu cały czas jestem zaskakiwany przez ludzi i życie. Można pomyśleć, że moi Rodzice, Babcia i Ciocia popełnili błąd... Można tak pomyśleć, ale ja tak nie myślę. Gdybym miał dzieci, pewnie wychowałbym je dokładnie tak, jak wychowano mnie, bo do dziś, jak jest mi bardzo trudno dalej żyć, biorę siłę z mojego szczęśliwego dzieciństwa, kiedy mnie jeszcze otaczał "wysoki mur"...
"- Żegnaj, kochany książę! - szepnęła - czy mogę ucałować twą rękę?
- Cieszę się, jaskółeczko, że wreszcie odlatujesz do Egiptu, zbyt długo już tu bawiłaś - rzekł książę. - Ale musisz mnie pocałować w usta, bo cię kocham.
- Ja nie odlatuję do Egiptu - odparła jaskółka - lecz do krainy Śmierci. Śmierć jest siostrą snu, nieprawdaż?
Ucałowała szczęśliwego księcia w usta i nieżywa padła u jego stóp. W tejże chwili z wnętrza pomnika wydobył się dziwny dźwięk, jakby coś pękło.
Istotnie, pękło w nim ołowiane serce. Bo też mróz był straszliwy..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz