Na weekend pojechałem do Słupska, odwiedzić przyjaciół....
Medea zrobiła specjalnie dla mnie dania gruzińskie: chinkali, chaczapuri i bakłażany z orzechami... (szczerze mówiąc, to był jednym z motywów mojej podróży :)
W pierwszy dzień zjedliśmy chaczapuri i bakłażany... i zabrali mnie do Doliny Charlotty. Tam oprócz żubrów, chorych orłów, kóz i sarenek poznałem wielbłąda Stasia :)
Na drugi dzień w programie był Chinkali (gruzińskie pierogi) - moje ulubione danie. Irakli zjadł tyle, że bolał u niego brzuch, jak u ciężarnej kobiety przed porodem... i pojechaliśmy do Ustki, nad morzem - REWELACJA!
Na zakończenie powiem tak: i chinkali, i chaczapuri i bakłażany z orzechami byli baaaardzo smaczne, ale Mediko i Irakli są smaczniejsze!
oooooooooooo rewelacyjne towarzystwo...prawdziwa uczta...co jeszcze jest potrzebne do szczęścia?
OdpowiedzUsuńnic więcej! tylko trochę więcej czasu! :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwi Ci, ktorzy czerpią tyle radosci z tak prostych rzeczy.
OdpowiedzUsuńOt, i cała sztuka bycia radosnym, bo tak niewiele trzeba.
Małgosia P.
No właśnie...a ja się ucieszyłam, bo zobaczyłam wpis MP...może wkrótce wszyscy się spotkamy? co do xinkali i xaczapuri, to ja też chciałam ....MP
OdpowiedzUsuńcodziennie....coraz bardziej żałuję, że mnie tam nie było.....MP
OdpowiedzUsuńCzyżby chinkali i chaczapuri komuś daje szczęścia? O nie! Prawdziwe szczęście, to mieć takich przyjaciół jak Zura i mogę się pochwalić że mam szczęście...
OdpowiedzUsuńDobre jedzonko, to jeden z powodów do spotkania i uczty. Pozdrawiam Medea
Bardzo ładny blog :-) Pozdrawiam Maryla
OdpowiedzUsuń